W końcu wpłynęliśmy na Sapinę
Tak więc mimo kilku godzinnej podróży, właśnie teraz zaczynamy właściwy rejs. Już samo ujście rzeki sprawia, że człowiek czuje się jakby wpływał do zupełnie innego świata. Mimo, że wcześniej nie było wiatru, tu jest jakby ciszej. Wrażenie to wymusza także fakt, że zmniejszyliśmy prędkość praktycznie do minimum. Ruch zmniejszył się praktycznie do zera, na porośniętych wysoką trawą brzegach co kilka kilometrów spotykaliśmy wędkarzy. Mimo tego, że nurt rzeki jest leniwy, a na wodzie nie trzeba martwić się korkiem, czy zderzeniem z inną jednostką, to jeżeli nie płyniesz kajakiem, trasa jest wymagająca. Im dalej w stronę źródła, tym trudniej. Od razu podzieliliśmy się zadaniami. Jedno z nas siedziało na dziobie i patrząc na trasę oraz sprawdzając głębokość oraz dno, informowało kierującego, którędy płynąć. Na rzece często zdarzają się płycizny, wystające konary
i kamienie. Należy również uważać na wszelkiego rodzaju rozwidlenia, ponieważ wybierając złą drogę można wpłynąć w wysoką gęstą trawę, lub niestety w konary drzew. Warto mieć na dziobie wiosło, którym jeśli przeszkodę zauważysz w ostatniej chwili, może uda Ci się ją odepchnąć. Mimo tego, że staraliśmy się skupić na bezpiecznej drodze, naszą uwagę wciąż odwracały przepiękne krajobrazy i niesamowita, soczysta zieleń jak z amazońskiej dżungli. Na powierzchni unoszą się olbrzymie ilości lilii wodnych, drzewa pokryte mchem schodzą wprost do wody, a śpiew ptaków był tak donośny, że aż przestaliśmy się odzywać nasłuchując w skupieniu. Porastający brzegi las, przez większość drogi jest bardzo gęsty, co sprawiało, że czuliśmy się nim chwilami przytłoczeni. Pomiędzy drzewami przedzierało się słońce, powodując niesamowitą grę świateł. Nie jesteśmy poetami, więc ciężko nam opisać nasz zachwyt, ale piszemy o tym, ponieważ na pewno jest to raj dla fotografów czy malarzy, których chcemy zachęcić do uwiecznienia tego krajobrazu, zanim zniszczy go człowiek.